Czy tacy są?

Czy tacy są?

Znacie takich?
Jacy oni są?
Co robią, albo czego nie robią?
Jak wyglądają?
Co mówią, albo czego nie mówią?
Jak myślicie?

To my

Ja znam.
Codziennie rano oglądam takiego najgorszego na świecie rodzica w lustrze.
To ja sama ( najgorsza matka na świecie), mój mąż (najgorszy ojciec na świecie), czyli najgorsi na świecie rodzice Młodego.
Przynajmniej czasami.
Oczami Młodego widziani i słowami artykułowani.
Zdarza nam się usłyszeć kierowane w naszą stroną „Jesteście najgorszymi rodzicami na świecie”.
Kiedy?
Gdy nie pozwalamy mu za długo grać na komputerze.
Gdy nie kupujemy tego, o czym Młody w danej chwili pomyśli, że chciałby mieć.
Gdy robi się ciemno na dworze, a my wołamy go, by wracał do domu.
Znalazłoby się jeszcze kilka takich sytuacji.

Jesteśmy najgorszymi rodzicami na świecie.

Hmmm….

Jaka odpowiedź nasuwa się na takie dictum?
Co Wam przychodzi, jako pierwsze, na myśl?
„Tyle dla Ciebie robimy, a Ty tego nie widzisz!”
„Zawsze mógłbyś mieć gorszych!”
„Tak się staramy, a Ty jak nam się odwdzięczasz?”

Czy można inaczej?

Dlaczego takie słowa usłyszane z ust dziecka są trudne dla rodzica?

Bo bierzemy je bardzo osobiście, do siebie, czytamy je tak, jakby mówiły o nas
, a przecież we własnych oczach jesteśmy dobrymi rodzicami ( no, przynajmniej wystarczająco dobrymi), staramy się, spędzamy z dzieckiem wiele czasu, bawimy się, rozmawiamy, przytulamy, pomagamy, wspieramy itd.

A gdyby tak spróbować odebrać te słowa nie jako informację o nas, rodzicach ( choć przecież wydaje się, że o nikim innym być nie mogą), ale jako informację o dziecku, o tym, jak się czuje, co się z nim w danej chwili dzieje, jakie emocje mu towarzyszą. Czytać to, co stoi za słowami.

Oddychaj

Co ja robię? Biorę głęboki oddech ( moje nawyki czasami pchają się do przodu i muszę je mocno hamować) i……..
Rozumiem, że bardzo chciałbyś dłużej pograć w grę komputerową? To ciekawa gra?
Jesteś w połowie poziomu? Chciałbyś dokończyć?
Fajnie bawiłeś się dzisiaj na dworze z kolegami? Chciałbyś, żeby to trwało dłużej?
Spodobała Ci się ta zabawka? Co jest w niej interesującego? Bardzo chciałbyś ją mieć?

Słuchaj

I słucham.
Od tego, co usłyszę zależy dalszy przebieg rozmowy.
I wcale nie oznacza to, że muszę się na wszystko zgodzić. Czasem, wysłuchawszy, zgadzam się ( np. by dokończył poziom w grze), czasem nie ( kupno nowej zabawki).

Niemniej jednak dowiaduję się, co w danym momencie czuje i myśli moje dziecko. Dowiaduję się więcej o nim.

Nie ma we mnie urazy o najgorszych rodziców na świecie, bo czuję, wiem, że słowa te nie były o mnie, tylko o NIM.

Czy to łatwe?

Hmmm. Różnie bywa i zależy od wielu czynników, między innymi mojego zmęczenia, wydarzeń dnia.
Czy warto? Warto na wielu frontach, moim własnym – gdy nie biorę do siebie padających w moją stronę generalnie niemiłych słów sama czuję się lepiej, gdy czytam co za nimi stoi – poznaję moje dziecko i wspieram go w poznawaniu samego siebie.

Docenić różnice

Docenić różnice

Dziecko jest najlepszym motorem rozwojowym, gdy tylko otworzymy się na taką możliwość.

Młody jest pasjonatem piłki nożnej, gra w klubie piłkarskim, jeździ na turnieje, kopie piłkę bezustannie.
Inną odsłoną owej pasji jest kolekcjonerstwo, konkretnie kart z piłkarzami.
Firma je wydająca wie, co robi, by na skłonności dzieci do kolekcjonowania zarobić, zatem co najmniej dwa razy w roku pojawiają się nowe edycje. A to Champions Lique, a to Polska Liga, a to Mistrzostwa Świata, potem Europy.
I tak bez końca.
Karty sprzedawane są w saszetkach, po kilka sztuk. Nigdy nie wiesz, na co trafisz. Zatem, jeśli dziecko chce uzbierać pełen album ( czyli całą kolekcję), kupowanie owych saszetek zdaje się nie mieć końca, gdyż powtórki zdarzają się nader często ( jedyna pociecha, że dzieciaki się nimi wymieniają ? ) Idzie na to kieszonkowe, pieniądze „spadające z nieba” od babci i dziadka. Albumów Młody ma już kilka. Nie liczę, ile to łącznie kosztowało, chyba się boję zobaczyć sumę.

Przy kolejnej rozmowie o kartach, gdy mówiłam, że to dużo kosztuje, że można te pieniądze wydać inaczej, na coś ciekawszego, że szkoda tych pieniędzy…. co usłyszałam?

Komu szkoda? Tobie szkoda, mnie nie.
Dla mnie to jest ważne. Tak jak dla Ciebie książki, czy dla Taty płyty. Kupujecie je sobie często, bo je lubicie.
Ja lubię karty z piłkarzami.

No właśnie.
Bo rzeczy ważne nie są takie same dla wszystkich. Różnimy się. Mój punkt widzenia i ocena sytuacji, tego, co jest cenniejsze, mądrzejsze, ważniejsze zderzył się z jasnym komunikatem, że to, co jest ważne, interesujące dla mnie, nie musi takim być dla Młodego.

Oddech zdecydowanie pomaga w takich sytuacjach ? I akceptacja.

Pozostaje modelowanie, o którym możecie poczytać   TUTAJ