Pamiętacie to słynne powiedzenie, że nie liczy się ilość czasu spędzanego z dzieckiem, ale jego jakość.  Że nie jest ważne, czy dziennie poświęcacie dziecku pół godziny, czy 4 godziny, ale to, w jaki sposób wykorzystujecie ten czas?
W obliczu ostatniego mojego niedoczasu, wielu obowiązków, które spowodowały chwilowe przeniesienie większości mojej uwagi na sprawy inne, niż bycie z Młodym, pojawiły się we mnie przemyślenia z tym związane.

W poszukiwaniu spełnienia

Młody potrzebuje dużo czasu spędzanego z nim – w formie różnej. Raz bardzo aktywnej, uczestniczącej, gdy razem coś robimy, bawimy się, czytamy, rozmawiamy, śmiejemy się, wygłupiamy, siłujemy. Za chwilę takiego spędzanego niejako obok, wtedy gdy on coś robi sam, ogląda, bawi się,
a ja jestem obok. Czasem to obok oznacza bardzo blisko, ale nie jestem uczestniczką wydarzeń. Jestem ich towarzyszem. Towarzyszem, który w tej chwili może również zrobić coś innego, np. poczytać.
Najważniejsze, że jestem blisko. Że można zawołać mamo. Pokazać rysunek. Podzielić się myślą, albo po prostu oprzeć o mnie stopy.
I to jest właśnie ilość czasu, który spędzamy razem. Jego jakość jest różna, co nie znaczy, że mniej ważna. Że ważna jest tylko owa aktywna obecność.  Że tylko wtedy, gdy aktywnie coś razem robimy, to ma to dla Młodego wartość. Równie ważny jest dla niego czas, gdy niejako współistniejemy, jesteśmy razem, ale obok siebie.

A refleksja stąd, że teraz owego czasu współistnienia mamy bardzo mało. Bo aby ten czas był, potrzebny jest czas właśnie.  A gdy mam go mało, to mamy dla siebie tylko chwile owej obecności aktywnej, która z początkowej definicji mieściłaby się w zakresie ” nie ilość tylko jakość”. I widzę, i słyszę, i czuję, jak bardzo Młodemu brakuje owego „czasu nie czasu”. Że w powolnym byciu niebyciu syci się. I że teraz tego brakuje.

I wniosek mam taki, że i jakość i ilość, że bycie niebycie, towarzyszenie, obecność na dotknięcie stóp ważne są tak samo, jak siłowanki, wspólne gry czy rysowanie.  Że potrzebna jestem zarówno jako aktywna uczestniczka, jak i nieaktywna towarzyszka.
Gdy jestem po prostu. I gdy jest czas, dużo czasu.
I tego naprzemiennego bycia nie da się zastąpić niczym, ani zrekompensować chwilą aktywności i zainteresowania.

PS. To jest moja wiedza wywiedziona z obserwacji.  Teraz już nie mogę mydlić sobie oczu, że wystarczy chwila. A co z tą wiedzą zrobię, to temat na osobny wpis…